Bezczelna wiadomość przyszła w niedzielny wieczór. Pedagog: "Mam dość ciągłych pretensji"

3 tygodni temu
"Niedziela, godzina 21:00. W domu cisza, dzieci śpią, wreszcie chwila dla siebie. I wtedy: powiadomienie. Kolejna wiadomość od rodzica z klasy. Przeczytałam i… nie dowierzałam" – czytam we wstępie nadesłanego listu.


Jak tak można?


"Wiadomość od jednej z mam ucznia z mojej klasy. Otwieram. Czytam. I muszę przeczytać jeszcze raz, żeby upewnić się, iż dobrze widzę.

Propozycja, a adekwatnie oczekiwanie: żeby zorganizować dzieciom jeszcze jedną wycieczkę przed wakacjami. 'Bo dzieci zasługują', 'Bo inne klasy coś mają', 'Bo to już koniec roku, to powinno być coś ekstra'.

Nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać. Bo szczerze? Czuję złość. I zmęczenie. To nie jest pierwsza taka wiadomość, ale każda boli równie mocno. Były już dwie wycieczki. Jedna całodniowa, druga lokalna, z atrakcjami, które planowałam przez kilka dni. Do tego wyjście do kina, warsztaty w szkole, klasowy piknik. Włożyłam w to mnóstwo pracy, nerwów i energii. I nie oczekiwałam braw, ale też nie spodziewałam się… pretensji, iż to za mało'.

Coraz częściej mam wrażenie, iż nauczyciel przestał być osobą uczącą i wychowującą. Zamiast tego jest koordynatorem atrakcji, specjalistą od logistyki, animatorem rozrywki, który powinien być dostępny o każdej porze, najlepiej bez słowa: nie. A jeżeli odmówi – to już 'niesympatyczny', 'oporny', 'bez serca'.

Nie. Po prostu mam granice.

Organizacja wycieczki to nie jest 'kliknięcie rezerwacji'. To godziny telefonów, pisania zgód, ustalania list obecności, zbierania wpłat, podpisywania dokumentów i… pełna odpowiedzialność za prawie trzydzieścioro dzieci poza szkołą. Czy naprawdę ktoś sądzi, iż robimy to dla przyjemności?

I dlaczego miałabym odpisywać na takie wiadomości w niedzielę wieczorem? Czy ktoś z państwa lubiłby dostawać służbowe wiadomości o pracy, gdy próbuje domknąć weekend? A ja nie tylko czytam, ale mam wrażenie, iż powinnam reagować. Jak automat.

Bycie nauczycielem to nie tylko praca, to misja, jasne. Ale misja nie oznacza poświęcania się za wszelką cenę. Chciałabym, żebyśmy wszyscy o tym pamiętali. I żeby rodzice, którzy na co dzień tak pięknie mówią o empatii i szacunku wobec dzieci, umieli też okazać ją wobec dorosłych, którzy te dzieci uczą i wspierają.

Nie jestem zła na dzieci. One są cudowne i zasługują na to, co najlepsze. Ale czasem najlepsze, co mogę im dać, to wypoczęty, spokojny nauczyciel, który ma siłę i serce, żeby być z nimi naprawdę".

Idź do oryginalnego materiału