Kilka słow za dużo
"Jestem matką dziecka, które dziś wróciło do domu całe we łzach. Córka nie płakała, bo dostała złą ocenę. Nie płakała, bo coś jej nie wyszło. Płakała, bo została publicznie zawstydzona. Upokorzona. Przez osobę, która powinna być dla niej autorytetem i wsparciem.
W środku lekcji, na oczach całej klasy, usłyszała: "Ty to masz chyba ADHD, bo w miejscu nie możesz usiedzieć".
To nie był żart. To nie była troska. To była etykietka przyklejona na oczach rówieśników – słowa, które w tej chwili zdefiniowały ją w oczach innych. Dla uczennicy w tym wieku (5 klasa podstawówki), w tym momencie życia, to więcej niż przykre. To rysa, która zostaje.
Niezależnie od intencji – takie słowa nie powinny paść w szkolnej klasie. Nie jako diagnoza, nie jako żartobliwy komentarz, nie jako sposób na uciszenie dziecka, które może po prostu potrzebowało chwili ruchu, może miało gorszy dzień, może choćby rzeczywiście mierzy się z trudnościami – ale to nie jest sposób, by się tym zająć.
Szkoła powinna być miejscem bezpiecznym. Miejscem, w którym dzieci czują się zauważone, rozumiane, a nie oceniane z góry i etykietowane. Rolą nauczyciela nie jest komentowanie czyjegoś zdrowia psychicznego – zwłaszcza publicznie – tylko reagowanie z empatią i odpowiedzialnością.
Nie piszę tego listu, żeby wywoływać konflikt. Piszę go, bo wierzę, iż każdemu może się zdarzyć, powiedzieć coś, czego później żałuje. Ale są sytuacje, które wymagają refleksji i miejmy nadzieję, zmiany podejścia.
Nie chcę, żeby jakiekolwiek dziecko wracało do domu z przekonaniem, iż jest dziwne, inne czy trudne, bo nie potrafi usiedzieć w miejscu. Chcę, żeby wracało z poczuciem, iż szkoła je widzi. Takie, jakie jest".