Słowa nauczycielki przed majówką to jakaś kpina. Matka: "To nie szkoła, to tresura"

3 godzin temu
W majówkę uczniowie odpoczywać nie będą – przynajmniej nie ci, którzy trafili na ambitnych nauczycieli z przesadnymi wymaganiami. Nasza czytelniczka, mama szóstoklasistki, opisała, jak, zamiast wspólnego wyjazdu musi przepytywać córkę z dwóch obszernych lektur zadanych na cztery dni wolnego. "To nie szkoła, to tresura" – pisze w pełnym emocji liście.


Zadała więcej niż dzieci ogarną


Siedziałam ostatnio przy kuchennym stole z kubkiem herbaty, moja córka przyszła z plecakiem, mówiąc, iż jeszcze tylko rzuci okiem na zadania i "ma majówkę". Mamy już zaplanowany wyjazd – wreszcie coś dla całej rodziny: spacer po lesie, odwiedziny u babci, może jeden dzień nad jeziorem.

Miało być lekko, bez pośpiechu, bez budzika. Ale kiedy córka otworzyła dziennik elektroniczny, zobaczyłam, jak z jej twarzy uleciała cała radość. "Pani od polskiego kazała przeczytać dwie lektury na po weekendzie. Obie grube. I mamy być gotowi na kartkówkę". Tyle było z wypoczynku.

Naprawdę? Dwie całe książki? W cztery dni? choćby na humanistycznych studiach nie musiałam tyle przeczytać w tak krótkim czasie. To nie są żadne opowiadania czy cienkie książeczki. To są porządne lektury, które wymagają czasu i skupienia. A przecież to podstawówka. Szósta klasa, dziecko ma 13 lat. Czy naprawdę ktoś uważa, iż to jest normalne?

Zamiast majówki, książki


Moja córka już siedzi na łóżku z książką w ręku i wygląda, jakby miała zaraz wybuchnąć. Po przeczytaniu wiadomości w e-dzienniku powiedziała: "Już mam dość, mamo. Nie chcę mieć żadnej majówki, bo i tak będę tylko czytać i się stresować, iż nie zdążę". Aż mi się serce ściska. Przecież ona się uczy, nie odpuszcza. Ale to, co się teraz dzieje, to już nie jest edukacja. To tresura.

Zamiast cieszyć się wspólnym czasem, będę ją odpytywać z rozdziałów, bohaterów, sprawdzać, czy coś zapamiętała. Przez jedna krótką informację jestem zła. Nie na nią, tylko na szkolny system i oderwanych od życia nauczycieli. Zamiast rozmawiać o tym, gdzie pojedziemy, sprawdzam, ile stron zostało. Boję się, iż jak nie przerobi tych lektur, to znów będzie uwaga albo kiepska ocena. Już i tak mówi, iż nie lubi szkoły, bo wszystko jest "na już".

Polonistka od początku roku goni ich bez opamiętania. Żąda wiedzy ponad program, wprowadza terminy jak z liceum czy studiów, zadaje pytania jak na olimpiadzie. Rozumiem pasję i wymagania, ale bez przesady. Uczniowie to nie maszyny. Czasem trzeba odpuścić, dać im odetchnąć.

Nauczyciele, opamiętajcie się. Rodzice naprawdę chcą wspierać swoje dzieci, ale nie chcą ich tłumaczyć z przemęczenia. Nie chcą też sami zamieniać się w domowych egzaminatorów. A w majówkę tak jak i pedagodzy chcielibyśmy odpocząć.

Idź do oryginalnego materiału