Wywiadówki to relikt przeszłości. "Przychodzę, a i tak niczego się nie dowiaduję"

2 tygodni temu
"Szczerze? Chodzę na te wywiadówki, bo trzeba, chociaż sensu w tym żadnego. Nauczyciele mówią ogólnie, a o moim dziecku – cisza. Jak chcę się czegoś dowiedzieć, to i tak muszę dopytywać po lekcjach albo wypytywać dziecko przy kolacji... Czy to ma jeszcze jakiś sens?" – napisała do nas Daria.


Wywiadówki to relikt przeszłości. I mówię to z pełnym przekonaniem


"Dlaczego chodzę na zebrania szkolne? Bo wypada. Bo tak trzeba. Bo jak nie pójdę, to jeszcze wyjdzie, iż się nie interesuję własnym dzieckiem. A potem siedzę w tej

dusznej klasie z innymi rodzicami i zadaję sobie pytanie: po co ja tu w ogóle jestem? Przecież to wszystko nie ma już sensu.

Zawsze wygląda to tak samo. Nauczyciel mówi, iż klasa generalnie jest w porządku, iż zachowanie przeciętne, iż ktoś coś przyniósł na konkurs, a ktoś inny coś zmalował, ale kto – to już nie wiadomo. Jak zapytam o swoje dziecko, to słyszę: 'wszystko w porządku', 'nic się nie dzieje', 'radzi sobie'. No i co ja mam z tym zrobić? Czy dobrze się uczy? Czy jest lubiane? Czy coś je trapi? Tego już na pewno się nie dowiem.

Jakby czas stanął w miejscu...

Te spotkania wyglądają dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy ja sama chodziłam do szkoły. Ten sam układ ławek, ta sama tablica, choćby ten sam zapach kredy, choć minęło już tyle lat. Świat się zmienił, dzieci się zmieniły, szkoła niby też, ale wywiadówki dalej są jak z

PRL-u. Zero kontaktu, zero indywidualnego podejścia, tylko pogadanka dla tłumu i do widzenia...

Gdybym nie rozmawiała z dzieckiem w domu, nie wiedziałabym o nim zupełnie nic. Bo szkoła nic mi nie mówi. A przecież to nie ja siedzę z nim na lekcjach – to nauczyciele je widzą codziennie, oni mogą zauważyć więcej. Ale jakoś nikt się nie kwapi, żeby się podzielić czymś więcej niż 'radzi sobie'. No dobrze, ale co to znaczy? Że daje radę?

Że ledwo zipie? Że jest najlepsze w klasie?


Nie mam nic do nauczycieli. Wiem, iż mają dużo pracy, iż to niełatwy zawód. Ale serio – te wywiadówki to przeżytek. W dzisiejszych czasach można napisać maila, zadzwonić, porozmawiać indywidualnie. A nie siedzieć godzinę w klasie, żeby usłyszeć, iż 'niektóre

dzieci się spóźniają' i 'warto przypilnować systematyczności w nauce'.

Wywiadówki? Dla mnie to strata czasu. jeżeli szkoła naprawdę chce współpracy z rodzicami, to niech zacznie rozmawiać, a nie tylko przemawiać".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału