"Córka chciała poprawić oceny z polskiego". Odpowiedź nauczycielki to gruba przesada

4 godzin temu
Dostaliśmy maila od matki uczennicy 8 klasy, która cały rok ciężko pracowała, żeby dostać się do wymarzonego liceum. Kiedy chciała poprawić kilka słabszych kartkówek z języka polskiego, usłyszała od nauczycielki słowa, które dosłownie ją załamały. Zamiast wsparcia – szokująca odmowa i brak wiary w uczennicę.


Pracowała jak mróweczka


Nie wiem już, do kogo mam się zwrócić, dlatego piszę do was. Może ktoś mi powie, iż przesadzam, iż "trzeba się uczyć na bieżąco" albo iż "w liceum to dopiero będzie jazda", ale jestem matką ósmoklasistki, która przez cały rok zasuwała jak mróweczka, żeby dostać się do dobrego liceum. I naprawdę nie sądziłam, iż na ostatniej prostej natknie się na ścianę w postaci... nauczycielki języka polskiego.

Moja córka miała kilka kartkówek, które nie poszły jej najlepiej. Nie mówię tu o jakimś wielkim oblaniu – po prostu drobne rzeczy, gdzie popełniła głupi błąd, źle zrozumiała polecenie, coś przeoczyła. Poprosiła nauczycielkę o możliwość poprawy. Żeby podciągnąć ocenę, żeby pokazać, iż zależy jej na nauce. I wiecie, co usłyszała? "Ty już i tak nie zdążysz być dobra z polskiego, więc po co się męczyć?".

To nie żart. Moje dziecko, które chodzi ze stresem w brzuchu od stycznia, bojąc się o punkty do rekrutacji, słyszy coś takiego od osoby, która – przynajmniej w teorii – powinna ją wspierać i motywować. Czy nauczycielka nie rozumie, iż dla ósmoklasistów teraz liczy się każdy stopień? Każdy punkt na świadectwie może być tym decydującym. A to nie były poprawy z jakichś egzaminów końcowych, tylko zwykłe kartkówki, z których poprawy są przecież normą!

Jak nauczyciel może w ten sposób ocenić?!


Jestem wściekła. Czuję bezradność, bo moja córka nie prosiła o litość ani prezent w postaci lepszej oceny za darmo. Chciała się nauczyć, napisać jeszcze raz, poprawić swój błąd. A w zamian dostała tekst, który podciął jej skrzydła jak kosa trawę. I teraz, zamiast skupić się na egzaminie ósmoklasisty, dziecko siedzi i ryczy, bo ktoś uznał, iż nie warto w nią inwestować ani chwili więcej.

Wiem, iż nauczyciele mają swoje zasady. Ale czy naprawdę trzeba być aż tak bezdusznym? Czy naprawdę lepiej powiedzieć uczniowi, iż i tak nie ma sensu, niż dać mu szansę? Gdzie tu wychowawcza rola szkoły, gdzie zachęta do pracy, do rozwoju? Nie mówiąc już o tym, iż uszczypliwe komentarze nie były w tej sytuacji w ogóle na miejscu.

Czuję ogromną złość i rozczarowanie. I nie chodzi tylko o moją córkę – bo ile jeszcze dzieciaków w tej szkole słyszy podobne teksty? Ile z nich po takiej "motywacji" po prostu się podda. Proszę tylko o jedno – żeby ktoś zrozumiał, iż młodzież potrzebuje wsparcia, a nie podcinania skrzydeł. I iż nie każda kartkówka to świętość nie do ruszenia. Czasem wystarczy odrobina ludzkiego podejścia. Ale chyba nie każdy potrafi.

Idź do oryginalnego materiału