Majowy trend wśród rodziców to kpina. Nauczycielka: "Nie jestem maszynką do wystawiania promocji"

5 godzin temu
Wielu uczniów przez cały rok lekceważy oceny, by tuż przed końcem semestru rzucić się do ich poprawiania. Towarzyszy temu presja ze strony rodziców, którzy nagle zaczynają interesować się wynikami swoich dzieci. Nauczyciele nie ukrywają frustracji – czują się przeciążeni i stawiani w roli "maszynek do wystawiania promocji do kolejnej klasy".


Nagły zryw przed końcem semestru


Od lat sytuacja powtarza się jak w zegarku: gdy zbliża się koniec roku szkolnego (a często podobnie bywa również przed zakończeniem pierwszego semestru), uczniowie nagle przypominają sobie o konieczności poprawy ocen. Przez większą część roku wielu z nich zupełnie nie przejmuje się swoimi wynikami. Dopiero gdy nadchodzi perspektywa słabych ocen na świadectwie lub ryzyko zostania w tej samej klasie na kolejny rok, pod presją czasu chcą poprawić wszystko – i to ze wszystkich przedmiotów naraz.

Nauczyciele szczerze nie znoszą takich nagłych zrywów. Wcześniej, gdy sami zachęcali uczniów do poprawy ocen, słyszeli, iż ci nie mają czasu. Jednak w obliczu presji, oczekiwań ze strony rodziców i realnej możliwości powtarzania klasy, wielu uczniów wpada w panikę. O tym, jakie podejście mają pedagodzy do majowych i czerwcowych poprawek na ostatnią chwilę, nauczyciele opowiedzieli portalowi strefaedukacji.pl.

– Uczeń nie miał większego zaangażowania przez cały rok. Gdy proponowałam mu szansę poprawy oceny, odmówił, tłumacząc się brakiem czasu. Tymczasem pod koniec roku pojawiła się wiadomość od mamy, iż ocena "jest niesprawiedliwa", bo ona uważa, iż syn zasługuje na wyższą. Tyle iż ta "piątka" istnieje wyłącznie w deklaracjach, nie w realnych wynikach – przyznaje nauczycielka języka obcego w rozmowie z portalem.

Rodzice bywają gorsi niż dzieci


Najtrudniejsze w tym okresie są nie tylko nagłe próby uczniów, by poprawić wszystko, co tylko się da, ale również maile, telefony i wiadomości w e-dzienniku od rodziców, którzy nagle – w ostatnich tygodniach roku – zaczynają interesować się edukacją swoich dzieci. I to do tego stopnia, iż wywierają na nauczycielach presję, by ci zgodzili się na poprawianie kolejnych niezadowalających ocen.

– Mam uczennicę, ledwo ciągnie na dwójkę, a jej mama – która notabene pracuje w innej szkole – błaga mnie o trójkę. Argument? Bo tak się robi w ósmej klasie. A ja naprawdę już nie wiem, czy jestem pedagogiem, czy maszynką do wystawiania promocji – opowiada inna pedagożka.

A kolejna dodaje: – Nagle pojawia się rodzic, który wcześniej nie interesował się postępami dziecka, i zaczyna kwestionować sposób oceniania. Pyta, dlaczego jedno słowo nie wystarczyło, by dostać punkt.

Rodzice i ich nagłe zainteresowanie nauką dzieci bywają dla nauczycieli wyjątkowo uciążliwi – zwłaszcza w maju, który jest czasem egzaminów i poprawek organizowanych z inicjatywy samych pedagogów. To wyjątkowo intensywny okres w szkole, a rodzice, którzy przez cały rok nie interesowali się postępami swoich dzieci, nagle zaczynają zachowywać się niczym postacie z kabaretu. Tyle iż w ich działaniach nie ma nic zabawnego – raczej groteska i chaos.

Interesuj się cały rok


Część sytuacji kończy się nieprzyjemnie: rodzice potrafią grozić nieugiętym nauczycielom kuratorium i dyrekcją szkoły. choćby wtedy, gdy to uczeń ponosi odpowiedzialność za swoje słabe oceny, a działania nauczyciela są w pełni zgodne z przepisami Prawa oświatowego czy szkolnego statutu.

Jak napisano w podsumowaniu artykułu we wspomnianym portalu: "Walka o oceny bywa bezwzględna. I niestety coraz częściej przypomina spektakl, w którym zamiast systematycznej pracy, główną rolę grają emocje, szantaż i... skrzynka odbiorcza nauczyciela".

Wszystko to pokazuje, iż problem nie leży wyłącznie po stronie uczniów, ale również w postawach dorosłych. Zamiast wspierać dzieci w systematycznym uczeniu się, próbują interweniować w ostatniej chwili. Nauczyciele, choć otwarci na dialog, czują się przytłoczeni presją i oczekiwaniami, które pojawiają się zdecydowanie za późno.

Może warto zadać sobie pytanie: co by było, gdyby ta sama energia i zaangażowanie rodziców pojawiały się w trakcie roku szkolnego, a nie dopiero w jego ostatnich tygodniach? Edukacja to proces, nie spektakl z finałem na koniec czerwca.

Źródło: strefaedukacji.pl


Idź do oryginalnego materiału