Przepychanie uczniów na siłę z klasy do klasy
W klasach 1-3 szkoły podstawowej w tej chwili panuje trend na łagodną edukację. Część nauczycieli (choć nie wszyscy) nie przymusza do prac domowych, które teoretycznie nie są obowiązkowe, stara się uczyć dzieci poprzez zabawę i realizować program nauczania w przystępny dla młodych uczniów sposób w połączeniu z dostosowanymi do wieku aktywnościami.
To dzięki coraz większej świadomości nauczycieli mamy w placówkach bardziej przyjazne środowisko, które ma wspierać rozwój uczniów i zaszczepiać w nich chęć zgłębiania wiedzy.
Niestety pojawiają się też sugestie, iż zbyt duża łagodność i dawanie dzieciom przestrzeni i wolności w szkole w pierwszych latach nie wpływa pozytywnie na ich dalszą drogę edukacyjną.
Czy każde dziecko w klasach 1-3 powinno automatycznie przechodzić do następnej klasy – choćby jeżeli nie opanowało podstawowych umiejętności?
W wielu szkołach odpowiedź brzmi "tak". Bo tak działa system i przepisy dotyczące szkolnictwa na poziomie edukacji wczesnoszkolnej. Problem w tym, iż to, co dziś jest wygodne dla dorosłych, może w przyszłości mocno zaszkodzić dzieciom.
Zgodnie z prawem uczeń edukacji wczesnoszkolnej zawsze otrzymuje promocję do następnej klasy – chyba iż jego trudności są naprawdę poważne i zostaną potwierdzone przez radę pedagogiczną, a rodzice wyrażą zgodę na powtarzanie roku.
W praktyce to się niemal nie zdarza. Nauczyciele wolą "przepchnąć" ucznia dalej, niż podejmować trudną rozmowę z rodzicami. Powtarzanie klasy bywa traktowane jak porażka – zarówno dla dziecka, jak i szkoły.
Braki teraźniejsze piętrzą się w przyszłości
Psycholog społeczny Maciej Jonek, z którym porozmawiał portal strefaedukacji.pl, zauważa, iż taka automatyczna promocja może zniechęcać dzieci do wysiłku: "Bo po co się starać, skoro i tak pójdę dalej?" – mówił w rozmowie Jonek. Dzieci uczą się, iż nie trzeba się przykładać, bo szkoła i tak "załatwi sprawę".
W teorii pierwsze lata nauki mają być okresem adaptacji i zapoznawaniem się ze szkolną rzeczywistością. Nie chodzi o oceny czy porażki, ale o wsparcie. Problem w tym, iż wsparcie nie zawsze oznacza skuteczną pomoc.
Jeśli dziecko nie umie czytać, liczyć czy nie rozumie prostego polecenia, to w klasie czwartej będzie mu po prostu bardzo trudno i wtedy to już na pewno nie przejdzie z klasy do klasy.
Bo właśnie od 4 klasy zaczyna się prawdziwa szkoła. Inni nauczyciele, nowe przedmioty, oceny w dzienniku. I zderzenie z rzeczywistością, bo nagle trzeba coś umieć, a nie każdy ma ku temu podstawy. Jak mówi Jonek: "Dziecko, które nie opanowało kluczowych umiejętności w klasach 1-3, bardzo często napotyka poważne trudności w późniejszych latach edukacji."
Nauczyciele w czwartej klasie widzą różnicę. Niektórzy uczniowie radzą sobie świetnie, inni kompletnie się gubią. I niestety – nie mają już czasu ani narzędzi, żeby nadrobić braki z wcześniejszych lat.
Czasem w dziecku pojawia się frustracja, a choćby zniechęcenie do szkoły jako takiej. Bo jeżeli coś przychodzi mu z trudem, a wymagania rosną, łatwo mu uwierzyć, iż jest się "tym słabszym".
Wsparcie, którego uczniowie nie mają
Jonek w wywiadzie ostrzega też przed jeszcze jedną pułapką: "Jeśli mimo wszystko uczeń i tak przechodzi dalej, to pojawia się logiczny wniosek: nauczyciel nie jest poważny" i jeszcze bardziej traci szacunek otoczenia, w tym rodziców i uczniów. A stąd już blisko do utraty zaufania – do szkoły, do systemu, do dorosłych.
Czy naprawdę nie da się inaczej? Czy musimy wybierać między przepuszczaniem uczniów na siłę a traumą powtarzania klasy.
Może, zamiast bać się drugiego roku w tym samym miejscu, warto potraktować to jako szansę – na nadrobienie zaległości, zbudowanie pewności siebie i lepsze odnajdywanie się w dalszej edukacji?
Nie chodzi o karanie dzieci za trudności. Chodzi o uczciwość wobec nich. Bo jeżeli widzimy, iż ktoś nie daje rady – pomóżmy mu. Ale nie udawajmy, iż wszystko jest w porządku, jeżeli nie jest.